Jakie wino na święta?
Nigdy nie byłem fanem karpia. Po dekadach corocznej, niemal wymuszonej styczności z tą rybą przy świątecznym stole dowiedziałem się, że jej obecność w wigilijnym menu to bardziej efekt dostępności w czasach komuny niż głębszego kulturowego zakorzenienia. Nie dziwiąc się specjalnie temu faktowi, doszedłem do wniosku, że nikt przecież (może za wyjątkiem babci) nie każe mi go jeść, więc zwyczajnie omijałem go szerokim łukiem.
Los jednak postanowił zadrwić ze mnie, gdy odwiedzałem jeden z najsłynniejszych regionów winiarskich Francji – Dolinę Loary. Zjadłem tam prawdopodobnie najlepszą kolację degustacyjną w swoim życiu, której głównym elementem była specjalność dwugwiazdkowego szefa kuchni Christophe’a Hay… karp.
Podanie, rzecz jasna, różniło się znacząco od tego, co spotkać można na świątecznej uczcie w polskich domach, ale sprowokowało mnie do ponownego przemyślenia swojej relacji z tą zdziwioną rybą. Skoro w malowniczej scenerii średniowiecznych zamków dumna francuska kuchnia serwuje karpia, to z pewnością zasługuje on na drugą szansę.
Tam bywa podawany z winem opartym o lokalną odmianę chenin blanc. Ma ono zwykle dość szczupłą budowę, aromaty cytrusów i owoców sadu (szczególnie soczystego zielonego jabłka) oraz zawsze zaznaczoną, orzeźwiającą kwasowość. Wina te są bardzo czyste i prezentują nierzadko również aspekt mineralności, co dodatkowo predysponuje je do połączenia z rybą. Co ciekawe, występują zarówno w wersji wytrawnej (sec), jak i słodszej (demi-sec), a w obu przypadkach dobrze znoszą długoletnie dojrzewanie w butelce.
Zdecydowałem się przywieźć ze sobą egzemplarz z prestiżowej apelacji Vouvray od znakomitego producenta Philippe Foreau. Po siedmiu latach w butelce wino wciąż zachwycało – co jest rzadkością w przypadku win białych. Dojrzewanie nadało mu dodatkową warstwę aromatów, takich jak brie czy, jak w starszych rieslingach, nafta.
Okazało się, że zachwyt tym winem nie był powodowany jedynie urokiem miejsca, z którego pochodziło, ponieważ udało mi się zreplikować ten efekt również w domowym zaciszu. Polecam więc zapoznać się z chenin blanc we francuskim wydaniu, najlepiej właśnie z Doliny Loary. Sądzę, że może ono umilić obcowanie nie tylko z karpiem.
On z kolei, w mojej opinii, nie przetrwał próby miejsca – po powrocie do Polski już nie smakował tak wyśmienicie, jak w okolicach Chambord. Cóż, obiecałem mu drugą szansę i taką otrzymał. Jeśli mielibyście ochotę go w czymś „utopić”, Vouvray czy białe Chinon mogą być ku temu świetną propozycją.
Wesołych Świąt!
Pozdrawiam Dominik Węsierski